Kadra, która wyjeżdża na misje, obawia się o swoja przyszłość zawodowa po powrocie do kraju. Przepisy nie stwarzają żadnej gwarancji zachowania chociażby dotychczasowych stanowisk. Tym trudniej podjąć decyzję o wyjeździe. A przecież po powrocie dysponuje się bogatszym doświadczeniem.
W piętnastu misjach pokojowych na całym świecie służy l 764 polskich żołnierzy i personelu cywilnego (według danych MON na koniec listopada 2001 r.). Polskie oddziały wojskowe uczestniczą w sześciu operacjach pokojowych ONZ i NATO. Ponadto nasi eksperci i obserwatorzy biorą udział w dziewięciu misjach – w Europie, Azji i Afryce. Po powrocie do kraju zawitają do swych macierzystych jednostek i instytucji. Co ich czeka? Jeżeli ich jednostki są rozformowywane lub redukowane, czy mogą liczyć na jakąś odrębną pomoc rekonwersyjną? Otóż nie mogą. Przepisy określające zasady i świadczenia rekonwersyjne w siłach zbrojnych nie traktują w żaden szczególny sposób żołnierzy zawodowych powracających z misji.
– Wynika to z pragmatyki służbowej. Zresztą nie sposób stworzyć sytemu szczególnych uprawnień i świadczeń dla tej grupy osób-wyjaśnia płk Marian Fiejdasz, szef oddziału rekonwersyjnego w departamencie Spraw Socjalnych MON.
Bariery dla powracających
Dlatego w praktyce sytuacja służbowa powracających z misji nie rysuje się zbyt różowo. Spośród 47 tyś. polskich żołnierzy, którzy dotąd brali udział w misjach pokojowych, kariery zawodowe zrobiło stosunkowo niewielu. Ogromna większość powracających do kraju napotkała różnego rodzaju bariery adaptacyjne, kadrowe, a również finansowe. Zjawisko to nasila się zwłaszcza w ostatnich latach, podczas nieustającej restrukturyzacji naszej armii. Coraz częściej kadrowcy nie mają powracającym do kraju do zaproponowania nie tylko stanowisk lepszych, ale wręcz jakichkolwiek.
– Kadra, którą wysłano w misje, w dalszym ciągu wyraża obawy związane z brakiem stabilności służby pełnionej w kraju – mówi Bronisław Zoń z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Podczas wizyty, jaką zespół RPO złożył w jednostkach wojskowych SFOR w Bośni-Hercegowinie oraz KFOR w Kosowie, kadra skarżyła się na brak informacji o redukcjach jednostek, w których służyli w kraju. Z zebranych opinii wynika, że żołnierze zawodowi po wypowiedzeniu im stosunku służbowego, pozostawieni są najczęściej bez jakiejkolwiek pomocy. – Mają świadomość, że coraz częściej rozwiązanie stosunku służbowego dotyczy żołnierzy, którym do uzyskania uprawnień emerytalnych brakuje niekiedy zaledwie kilka miesięcy – stwierdzają pracownicy Biura RPO.
Kasowanie nieobecnych
Dlatego niektórzy twierdzą, że wyjazd to nie szansa, ale wręcz frajerstwo. Przebywanie za granicą oznacza utratę kontaktu z jednostką macierzystą. Często nieobecni wypadają z gry. Nie mają wpływu na zmiany kadrowe i strukturalne swojej jednostki. – Przebywanie na misji stawia tych żołnierzy w sytuacji zwiększonego prawdopodobieństwa otrzymania wypowiedzenia stosunku służbowego -stwierdza w piśmie skierowanym do ministra obrony narodowej prof. Andrzej Zoil, Rzecznik Praw Obywatelskich. Opinię tę potwierdzają obserwacje. Jest zatem zrozumiałe, że żołnierze zawodowi, którzy służą w misjach, postulują, by minister obrony obligował służby kadrowe w kraju do zagwarantowania im możliwości objęcia przynajmniej równorzędnego stanowiska, jakie pełnili przed wyjazdem. Brak takiej pewności rodzi niepokój o przyszłość zawodową. Powoduje obawy przed podjęciem decyzji o wyjeździe. Sporną sprawą jest także uznanie rejonów pełnieniasłużby za granicą jako sfery działań wojennych. Kadra skarży się, że finansiści z MON mają węża w kieszeni. Chodzi o to, że „status wojenny” daje prawa do przyznania dodatku finansowego oraz odpowiedniego procentowego zwiększenia (0,5 proc. za każdy miesiąc służby) podstawy wymiary świadczenia emerytalnego. Wobec perspektywy redukcji w kraju możliwość uzyskania tego prawa jest bardzo oczekiwana przez wyjeżdżających na misje.
Kompetencyjne przepychanki
Z punktu widzenia poczucia stabilności służby bolesne jest też długieoczekiwanie na decyzje kadrowe dotyczące wyznaczenia żołnierzy na stanowiska w jednostkach kontyngentów. Dzisiaj komórki decyzyjne znajdują się zarówno w instytucjach centralnych MQN, Sztabie Generalnym WP, jak i w Dowództwie Wojsk Lądowych. W praktyce okazuje się, że instytucje te prowadzą własną politykę kwalifikacji, funkcjonowania i planowania misji.
– Powoduje to – skarży się nasza „eksportowa kadra” – że nawet w drobnych sprawach kadro-
wych, socjalnych i finansowych, bardzo trudno o jednoznaczne decyzje. Trwają kompetencyjne przepychanki. Oczywisty jest zatem postulat, by o uczestnictwie żołnierzy w misjach decydowała jedna komórka organizacyjna, która dysponowałaby odpowiednią dokumentacją, dotyczą przynależności żołnierzy do służby w misjach. Wszyscy pytani w tej sprawie są zgodni, by najlepiej był to Sztab Generalny WP.
-A poza tym wszystkim, wysyłanie naszych żołnierzy na misje wymaga odpowiedniej opieki psychologicznej. Objąć ona jednak powinna nie tylko żołnierzy, ale chyba głównie rodziny, żonyi dzieci wyjeżdżającej kadry – mówią pracownicy rekonwersji. Nietrudno sobie wyobrazić, w jakiej psychicznej sytuacji jest żona czy syn żołnierza zawodowego, który niebawem wyjedzie, powiedzmy do Afganistanu, gdzie czyhać na niego może wiele zagrożeń. Mimo że wojsko zdobyło się na kilkadziesiąt etatów psychologów, nie bardzo dziś wiadomo, do kogo pozostawione w ciągłym lęku i oczekiwaniu rodziny maja się zwrócić o wsparcie.
Żołnierz pełniący służbę w misji za granicą nie jest pewien, czy po powrocie do kraju kadrowiec nie oświadczy mu, że jego poprzednie stanowisko zostało właśnie zlikwidowane.
• Tadeusz Mitek