Wspomnienia z Panmundżonu

Odbywając zasadniczą służbę wojskową w 40 Pułku Zmechanizowanym w Bolesławcu, na stanowisku pisarza w kancelarii personalnej, przy­słano pismo z Ministerstwa Obrony Narodowej, w którym polecono wytypować dwóch żołnierzy służby zasadniczej dla Jednostki Wojskowej 2000 w Warszawie. W piśmie tym nie podano, gdzie wytypowani żołnierze będą pełnić dalszą służbę wojskową. Osobiście byłem przekonany, że miejscem dalszej służby będzie Warszawa. Nie znając stolicy postanowiłem pozostały okres służby odbyć w Warszawie.

Wytypowałem siebie i kolegę, który odbywał służbę wojskową w służbie żywnościowej. Jak się później okazało obaj, a także nasze rodziny, byliśmy sprawdzani przez odpowiednie służby. Ostatecznie ja zostałem zakwalifikowany do JW 2000, a do kolegi były jakieś zastrzeżenia i musiał pozostać w Bolesławcu. Aby pojechać do JW 2000 musiałem spełnić jeszcze jeden warunek-wstąpić do PZPR.

Gdy w drugiej połowie czerwca 1954 roku przygotowywałem się do wyjazdu do Warszawy oficer informacji wojskowej zapytał mnie czy wiem co mnie czeka. Odpowiedziałem mu, że dalsza służba w stoli­cy. Gdy od tego oficera usłyszałem, że czeka mnie wyjazd do misji pokojowej w Wietnamie, byłem tym mocno zaskoczony.

Po przyjeździe do JW 2000, która stacjonowała na Okęciu, niedaleko lotniska, poinformowano mnie, że jestem w grupie przygotowywanej do Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei. Wówczas wszyscy kandydaci do misji pokojowej uczestniczyli w kilkutygodniowym kursie przygotowawczym. Były też badania lekarskie oraz szczepienia ochronne. Grupa nasza składała się z 33 osób, w większości to żołnierze. Byli też kandydaci z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz tłumacze języka angielskiego.

Dwa tygodnie pociągiem

Z Warszawy do Korei wyjechaliśmy pociągiem 1 października 1954 r.

Po dwudniowej przerwie w Moskwie ruszyliśmy w dalszą podróż pocią­giem ekspresowym. Po przejechaniu gór uralskich zaczęła się dla nas nuda syberyjska. Nie było tam co oglądać. Na szczęście mieliśmy karty i graliśmy w brydża i inne gry. Pozostali sporą część czasu spędzali w wagonie restauracyjnym. Pozwalały im na to spore kwoty diet, które otrzymaliśmy na czas podróży.

W czasie jednego z posiłków w wagonie restauracyjnym zobaczy­łem niby znanego mi generała armii radzieckiej. Niestety, nie mogłem sobie przypomnieć skąd znam tego generała. Dopiero w rozmowie z nim dowiedziałem się, że służy w Wojsku Polskim, a udając się na urlop wypoczynkowy do ZSRR musiał zmienić mundur.

Po kilku kolejnych dniach jazdy pociągiem zatrzymaliśmy się na godzinny postój nad Bajkałem. Z ciekawością oglądaliśmy to ogromne jezioro. Ponadto smakowały nam wędzone i smażone ryby z Bajkału, przygotowane przez tamtejszych mieszkańców.

Kolejne duże zainteresowanie wśród nas nastąpiło w chwili prze­kraczania granicy chińsko-koreańskiej. Wszyscy staliśmy przy oknach i śledziliśmy zniszczenia wojenne. Trzeba przyznać, że wówczas były to przerażające tereny. W miastach i na wsiach było widać dużo zniszczonych domów. Na polach, a szczególnie przy mostach, drogach, torach kolejowych widać było leje po bombach. Przy torach kolejowy, leżały zniszczone lokomotywy i wagony.

Ostatnią naszą stacją kolejową było miasteczko Kaesong. Tutaj od 1951 roku toczyły się rokowania rozejmowe, które następnie zostały przeniesione do Panmundzonu. Rokowania w Kaesongu uratowały to miasteczko od większego zniszczenia wojennego.

Na dworcu kolejowym w Kaesongu byliśmy serdecznie witani przez kierownictwo polskiej misji, a szczególnie tych których przyjechaliśmy zastąpić.

Z dworca kolejowego w Kaesongu do Panmundżonu jechaliśmy polskimi samochodami, które były tam dostarczone do obsługi naszej misji. W czasie tego przejazdu po raz pierwszy znaleźliśmy się w strefie zdemilitaryzowanej, szerokości czterech kilometrów, które dzieliły dawny kraj na dwie części: południową i północną.

Mieszkać w pobliżu dwóch frontów nie należało do przyjemności, szczególnie niepokojące były pierwsze dni. Jednak w miarę upływu czasu czuliśmy się coraz bezpieczniejsi.

Obozy misji i sekretariat KNPN

Obóz polskiej misji, podobnie jak czechosłowackiej , znajdował się w północnej części strefy zdemilitaryzowanej .Natomiast obozy szwajcarskiej i szwedzkiej misji były rozmieszczone w części południowej .Mieszkaliśmy w kilku barakach wybudowanych przez Chińczyków i Koreańczyków. Ponadto mieliśmy do dyspozycji baraki, w których znajdowały się: sekretariat kierownictwa polskiej misji, klub, stołówka, magazyn żywnościowy i magazyn mundurowy .

Sekretariat Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych, sala posie­dzeń znajdowały się w połowie drogi między obozami misji pokojo­wych, na samym środku strefy zdemilitaryzowanej, czyli na linii demarkacyjnej. Linia ta przebiegała dosłownie przez środek wybudo­wanych baraków.

Na terenie biur KNPN w tak zwanej strefie wspólnego bezpie­czeństwa spotykały się tzw. dwa światy. Były tam też biura oficerów łącznikowych amerykańskich oraz biura oficerów strony koreańsko-chińskiej. Spacerowały wówczas patrole armii koreańskiej i patrole armii amerykańskiej .

W czasie posiedzeń KNPN najwięcej czasu poświęcano sprawom przedkładanym przez stronę koreańsko-chińską oraz amerykańską. Dotyczyły one przeważnie ruchu wojsk, przywozu i wywozu sprzętu bojowego. Komisja KNPN szczególnie była wyczulona na sygnały o zagrożeniach lub pogwałceniu rozejmu. Niestety takie fakty zdarzały się i trzeba było je natychmiast likwidować. Na szczęście były likwidowane z pozytywnym skutkiem.

Jeżeli nie było spraw pilnych, to wówczas posiedzenia komisji odbywały się raz w tygodniu. Pierwsze nasze posiedzenie odbyło się 20 października 1954 roku o godzinie 10 czasu koreańskiego.

Praca i czas wolny w naszej misji

W naszej misji czas do obiadu przeznaczony był na pracę, ale zdarzało się, że pracowaliśmy również w godzinach popołudniowych. Po pracy organizowaliśmy rozgrywki sportowe zarówno wewnętrzne jak i międzynarodowe. Rozgrywaliśmy mecze w piłkę nożną, w piłkę siatkową, zawody szachowe, graliśmy w brydża. W najważniejszym meczu piłkarskim reprezentacja misji pokojowych zmierzyła się z żołnierzami armii Korei Północnej. Mecz zakończył się zwycięstwem Koreańczyków. Grałem wówczas w pomocy i nie miałem większego wpływu na końcowy wynik. O ile dobrze pamiętam spotkanie to przegraliśmy 0:10.

W czasie wolnym organizowaliśmy także wycieczki na terenie Korei Północnej. Wieczorami oglądaliśmy filmy, które przysyłano nam z kraju. Gościliśmy też zespoły estradowe z Chin i Korei Północnej. Po występie były tańce. Uszyliśmy się tańczyć po chińsku i koreańsku. Nie było to łatwe. Artystkom tych zespołów łatwiej było nauczyć się naszych tańców.

Aby wypełnić czas wolny wybrałem się do kina w Kaesongu. Podczas wyświetlania filmu kilka razy na ekranie pokazano Kim Ir Sena. Publiczność każdorazowo wstawała i oklaskami witała ukochanego wodza. Aby nie potraktowano mnie źle czyniłem to samo. Nigdy już do ich kina nie poszedłem.

W czasie pobytu w Panmundżonie uroczyście obchodziliśmy nie tylko święta państwowe. Świętowaliśmy także różne rocznice, a także wyzwolenie polskich miast spod okupacji niemieckiej np. Warszawy, Łodzi, Częstochowy. Była wówczas okazja napić się polskiej wódki przysłanej z kraju.

Na początku każdego spotkania szef polskiej misji gen. bryg. Krzemień mówił o danej uroczystości, a każde przemówienie kończył słowami, „ładuj trzema”. Nie chodziło o ładowanie broni, a wypicie co najmniej trzech kieliszków wódki.

Zagrożenie Li Syn Mana

Pierwsze trzy miesiące upłynęły nam w Panmundżonie dość spokój nie. W czwartym miesiącu naszego pobytu ówczesny prezydent Korei Południowej Li Syn Mań nakazał nam opuścić Panmundżon w ciągu 48 godzin. Jeżeli nie wykonamy jego polecenia wyśle samoloty w celu zbombardowania naszego obozu.

Tę zaskakującą wiadomość przesłaliśmy natychmiast do Warszawy. Odpowiedź otrzymaliśmy również szybko, a w niej zakaz opuszczania miejsca zakwaterowania.

Wszyscy udawaliśmy bohaterów, ale trudno przewidzieć co by się działa, gdyby w tym czasie leciały samoloty z południa w naszym kierunku.

Było blisko czterystu jest dwóch

Komisja Nadzorcza Państw Neutralnych w Panmundżonie była powołana na mocy porozumienia rozejmowego, podpisanego 2 lipca 1953 roku. W pierwszej polskiej zmianie było 391 osób. Nasza zmiana zaliczona do trzeciej, liczyła 99 osób. Gdy w 1956 roku zlikwidowano grupy inspekcyjne w terenie w naszej misji pozostało tylko kilka osób.

Aktualnie działalność KNPN ogranicza się do rozpatrywania zgłaszanych naruszeń układu rozejmowego. Na posiedzenia te dolatują samolotami z Polski dwie osoby: gen. bryg. Wincenty Cybulski i płk Wojciech Stępek. W posiedzeniach nie uczestniczą już Czesi od czasu rozpadu Czechosłowacji.

W sumie w polskiej misji w Korei uczestniczyło około 1100 osób w tym ponad 800 żołnierzy.

Powrót do kraju

Pobyt w Panmundżonie zakończyłem w maju 1955 roku. Chińczycy za pozytywną naszą działalność w misji zaprosili naszą grupę do zwiedzenia Pekinu. Uczyniliśmy to w drodze powrotnej do kraju.

W stolicy Chin spędziliśmy trzy dni. Widzieliśmy przepiękne zabytki przeszłości tego kraju, w tym pałace cesarskie. Jednak już wtedy było widać, że Chiny zaczęły budować nowe życie.

Było gorące popołudnie majowe, kiedy z pekińskiego dworca ruszyliśmy moskiewskim ekspresem. Wówczas marzeniem każdego z nas było, aby jak najszybciej dojechać do rodzinnych stron.

Zmiana życiorysu

Wyjazd do Panmundżonu przyczynił się w dużym stopniu do zmiany mojego życiorysu. Po odbyciu zasadniczej służby wojskowej planowa­łem powrócić w rodzinne strony i podjąć pracę w Częstochowie. Tuż przed wyjazdem do Korei namówiono mnie do wstąpienia do zawodowej służby wojskowej. Zachętą między innymi było stanie się w Korei milionerem. Jako żołnierz zawodowy otrzymywałem tam wynagrodzenie w wysokości jednego miliona 900 tysięcy juanów. A więc dzięki temu wyjazdowi już w latach pięćdziesiątych byłem milionerem. Niestety, w przeliczeniu na walutę polską nie była to pokaźna kwota.

Dzięki wyjazdowi do Korei zawodową służbę wojskową pełniłem do 1992 roku. A więc byłem żołnierzem przez okres 40 lat. Wyjazd do Korei miał również wpływ na zmianę zamieszkania. Częstochowę zamieniłem na Wrocław, gdzie mieszkam do dnia dzisiejszego.

Dzięki wyjazdowi do Panmundżonu jestem członkiem Stowarzyszeni Kombatantów Misji Pokojowych Organizacji Narodów Zjednoczonych. W liczącym ponad 150 członków Kole nr 5 we Wrocławiu jako pierwszy działałem w misji pokojowej ONZ.

Stanisław Łapeta

This entry was posted in Aktualności. Bookmark the permalink.

Comments are closed.